19 stycznia 2015

Bajki z mchu i paproci czyli przypowiastki o fachowcach

Bajka pierwsza.
Dawno, bardzo dawno temu, w zeszłym miesiącu, gdy wyjazd na Święta do Polski zbliżał się wielkimi krokami a pod łóżkiem zaczynało brakować miejsca na chowanie prezentów( tych od Mikołaja), nadeszła chwila na oddanie samochodu do serwisu. Mieliśmy nim pokonać 1600 km i to w dwie strony. Choć to osobowe renault silnik terkotał jak w starym, rasowym traktorze. Fachowcy wzięli sprawy w swoje ręce i już po kilku dniach bezowocnych oględzin sporządzili nagranie, które przesłali do do bardziej fachowych fachowców. Niestety zagadka swojskich odgłosów nie została rozwiązana. Po niespełna dwóch tygodniach, dwa dni przed planowanym wyjazdem, zapadła decyzja o wymianie silnika. Kolejnego dnia przyznano nam samochód zastępczy, sęk w tym, że nie mogliśmy wybrać się nim za granicę, zrobiło się nerwowo. Ostatecznie udało nam się pożyczyć samochód od przesympatycznego kolegi Francuza! Mogliśmy ruszać na Święta.
Po kolejnych dwóch tygodniach, już po powrocie, przyszedł sms z serwisu zapraszający po odbiór samochodu. Okazało się, że silnik nie został wymieniony, w ogóle nie było takiej potrzeby( skąd mój mąż wiedział o tym od początku? męska intuicja..?) I tak po miesiącu spędzonym w serwisie samochodzik powrócił na rodzinne łono cały i zdrów.
Bajka druga.
Po 16-o godzinnej podróży wróciliśmy do domu. By zresetować zmęczone umysły zasiedliśmy przed telewizowem. Trochę to może dziwne, wszak przesiedzielismy na zadkach wiele długich godzin, ale taka podróż naprawdę męczy, trzeba więc po niej odpocząć. Cóż, siedzielismy przed telewizorem, bo nie mozna powiedzieć, że oglądaliśmy telewizję. Nie działała. Internetu też nie było, sygnału w telefonie też nie. I tak zaczęła się nasza, trwająca do dziś, przygoda z operatorem. Kilka godzin spędzonych z telefonem komórkowym przy uchu głównie w oczekiwaniu na połączenie z konsultantem. Po kilku dnich i wielu bezowocnych próbach resetowania dekodera zapadła decyzja o jego wymianie. Nie dość, że trzeba było pofatygować się samemu po nowy, to pech chciał, że zabrakło dekoderów. Rezolutny sprzedawca zauważył, że w Paryżu jest kilkanaście sklepów owego operatora i na pewno w jakimś dekoder się znajdzie. Ostatecznie udało się ustalić dokąd trzeba pojechać i juz wieczorem podłączaliśmy nowiutki sprzęcik. I nic. Po kolejnej interwencji, konsylium najtęższych umysłów i specjalistów wszelakich podjęło decyzję o wysłaniu do nas technika. Cóż...dziś mijają trzy tygodnie od zgloszenia usterki. Problem jest chwilowo nierozwiązywalny. Wiadomo jedynie, że nie dochodzi do nas sygnał, ale nikt nie umie tego zmienić. Śledztwo trwa. O jego rezultatach zostaniemy poinformowani. 
Konkluzja.
Jeśli zdarzy się Wam narzekać na polskich fachowców pamiętajcie, że nigdy nie jest tak żle, że nie moze być gorzej.
Przy życiu trzyma nas " wolny" internet, choć wyjście z domu z komputerem stacjonarnym jest dość skomlikowane a na urządzeniach przenośnych nie wszystko,daje się zrobić więc...obiadu na razie nie będzie :(


6 komentarzy:

  1. Biedni jestescie Pani Agatko!
    Ale to jest wlasnie Polska, czyli 100lat wstecz! Jak tutaj komus sie cos zepsuje, to fakt, moze i na polaczenie dlugo sie czeka, ale na pewno rozwiazanie problemu nie trwa tak dlugo. Bardzo wspolczuje :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ przygody... Jedna zakończyła się dość, jakby nie było, szczęśliwie, może i druga taka się okaże. Ale czas oczekiwania do szczęśliwych nie należy. Rzeczywiście jak widać to nie tylko Polska jest krajem absurdów. :) Życzę szybkiego powrotu do cywilizacji!. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się... Widzę, że trzeba uzbroić się w cierpliwość. :D

      Usuń
  3. Zauroczył mnie już początek: "dawno, dawno temu, w zeszłym miesiącu..":) Przywracasz wiarę w fachowców, więc też Ci coś opowiem. Dawno dawno temu fachowiec i to znajomy podłączył moim rodzicom w piwnicy piec. Zrobił to tak skutecznie, że piec wysadziło i to prawie z moim dziadkiem, który na szczęście właśnie z piwnicy wyszedł. Skończyło się na wybitych oknach. Drugi fachowiec tak pomagał, że zaprzyjaźnił się z moimi rodzicami po czym ich okradł. Może po prostu niektórzy przyciągają nieodpowiednie osoby:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Samo życie ....Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma...Jest to przykre ale jak widać , że nie tylko u nas są "super" fachowcy...Ja na samą myśl , że muszę wpuścić do domu grupę remontową , ma czarne myśli i odwłóczę ten moment....Metalowa rybka jest cudowna....Gorące buziaki pa....

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedaczku!!! :( Ja ostatnio to samo powiedziałam do Micha! Jak można narzekać na polskich fachowców. Od kiedy jestem w UK zaczynam doceniać panów z serwisu w PL. Gdy przeprowadzałam się poprzednim razem internet miałam dwa razy zakładany radiowo w ciągu dwóch dni wszystko działało. Tu czekałam na faceta 2 tygodnie. Osobno przyjechał "inżynier: osobno karton z całym ustrojstwem. Operacja podłączenia jednego kabla trwała prawie cały dzień! W Polsce każdy potrafi sobie jakoś tam radzić i ogarnia wiele spraw naraz. Tu każdy jest tylko od jednego kabla, wkręta, gniazdka na kolejnych w razie napotkania problemu należy czekać...Trzymajcie się dzielnie!!!

    OdpowiedzUsuń