18 września 2014

Rue Mouffetard

Zabieram Was na wzgórze Świętej Genowefy skąd bierze początek  jedna z bardziej malowniczych i jednocześnie najstarszych ulic Paryża rue Mouffetard.  Choć jesteśmy w 5-ej dzielnicy nieopodal Sorbony i Panteonu niewielu turystów tu dociera. Dzięki temu spacer jest przyjemnością o dowolnej porze dnia. 
Ulica ta powstała w pierwszym wieku dzięki Rzymianom. Paryż nazywał się wtedy Lutecją i zajmował obszar wyspy Ile de la Cité, na której wiele wieków później powstała katedra Notre Dame.
W latach sześćdziesiątych XXw w maleńkim mieszkanku przy rue Moufftard mieszkał wraz z przyjaciółką Daniel Spoerri, student tańca nowoczesnego. To człowiek niezwykle wesoły, towarzyski, gościnny i pomysłowy. Pewnego dnia przyniósł do domu kupiony na pchlim targu obraz i przykręcił do niego kran. Innym razem do portretu małego dziecka przykleił kaganiec ( domyślacie się gdzie, prawda?). 
Pewnego ranka po niezwykle udanej nocnej biesiadzie Spoerriego ogarnął żal za zakończoną imprezą. Poszedł więc do sklepu po klej i przykleił do stołowego blatu wszystkie znajdujące się na nim ślady nocnego biesiadowania: talerze, butelki, niedopałki i resztki. Zupełnie jakby robił zdjęcie . Następnie obciął stołowi nogi i powiesił swe dzieło na ścianie. Przyjaciele byli zachwyceni odnajdując na tym " obrazie" swoje miejsce, przypominając sobie spędzone razem chwile. Wtedy też Spoerri porzucił taniec by poświęcić się rzeźbie. Stał się jednym z twórców ruchu w sztuce zwanym Nowym Realizmem. Mówi o sobie, że jest archeologiem teraźniejszości. Gdy w jakimś muzeum sztuki współczesnej zobaczycie na ścianie stołowy blat jakby żywcem przeniesiony z tęgiej imprezy to na 100% będziecie patrzeć na jedno z licznych le tableau piège stworzonych przez Spoerriego.
Współczesnie ulica Mouffetard tętni życiem głównie wieczorami. Wśród malowniczych kamieniczek mieszczą się liczne knajpki i bary( greckie i tureckie czynne bez przerwy). Jest tu mnóstwo malutkich butików z ciuszkami i biżuterią a do tego znajduje się tu wszystko, co prawdziwemu Paryżaninowi jest potrzebne do życia: piekarnie, winiarnia, rzeżnik, sklepy z serami i czekoladą. Do tego w niżej położonej części zamkniętej dla ruchu kołowego ma miejsce targ, na którym królują owoce i warzywa. Ja chodzę tam po coś innego. Właśnie tam konkurują ze sobą dwie włoskie lodziarnie. Lody są pyszne i piękne, nakładane w formie kwiatów. Ostatnio zjadłam w Amorino ( można je  też znależć w kilku innych  miejscach w Paryżu) a następnym razem wezmę te od Alberto. Podobno są jeszcze lepsze, ale trudno mi to sobie wyobrazić, trzeba spróbować. Wybierzecie się ze mną?


















4 komentarze: