5 marca 2014

Mamuty, rum i czarne perły.

Siedzę przy stole. Przede mną kieliszek wina,kiełbaski w czterech smakach i piękny kawałek parmezanu. Właśnie wróciłam z Salon d'Agriculture czyli targów rolniczych.
Początkowo wcale się tam nie wybierałam. Cóż ciekawego może być w oglądaniu krów? Jest to jednak prawdziwe wydarzenie we Francji. Otwarcia dokonuje sam Prezydent. Za panowania poprzednika w ruch poszły jaja ( te kurze). Teraz rząd jest lewicowy i poprawny politycznie, odbyło się bez ekscesów, nuda. Podczas tych targów przyznawane są nagrody dla najlepszych produktów, takie znaki jakości. Aż połowa Francuzów kieruje się takimi wyróżnieniami kupując produkty spożywcze ( i wina). Targi te odwiedza 700 000 osób rocznie! Postanowiłam przyjrzeć się temu z bliska.
Od wyjścia z metra tłum zagęszczał się błyskawicznie. Po chwili sunęłam w lawinie ludzi. Sardynki w puszce mają więcej swobody. Takiego tłumu dawno już nie widziałam. Ochroniarz kierował ruchem przed ruchomymi schodami, kolejka do toalet liczyła jakieś 50 osób.
Salon zajmuje cały teren wystawowy w Port de Versailles, czyli 7 pawilonów! Jest nawet kolejka wożąca zwiedzających, zupełnie jak w Krynicy Morskiej. 
Dzięki Binie, która pracowała na tych targach, wiedziałam gdzie się kierować bez zbędnych ceregieli. Nie weszłam do pawilonu z najnowszymi maszynami rolniczymi. Nowe metody udoju krów też pozostały mi obojętne. Do pawilonu z końmi wolałam nie wchodzić by nie straszyć tych płochliwych zwierząt ( sama też się ich boję odkąd wylądowałam na glebie jak wór kartofli podczas nauki jazdy). Odpuściłam sobie kury, psy i kotki. Konsekwentnie brnęłam do najbardziej oddalonego pawilonu, gdzie na dwóch piętrach rozsiadły się stoiska z regionalnymi specjałami z Francji o okolic, jak powiedziałby Francuz, czyli z całego świata. Byli nasi bracia Węgrzy z salami i tokajem, ale Polaków zabrakło, smutno. Na każdym stoisku można było czegoś spróbować, choć nie zawsze za darmo. Znalazło się miejsce dla baru piwnego, barów z ostrygami, naleśnikami, bananami z Martyniki i rumem z Guadalupy, serami z Normandii, miodem i szynką suszoną z Krainy Basków, kaczymi wyrobami z południowo-zachodniej Francji kozimi serami z dorzecza Loary i wiele, wiele innych. Były też stoiska z...perłami! Zjeść się tego nie dało, ale za niecałe 300 euro można było ozdobić palec piękną, czarną perłą. Królowało oczywiście jedzenie, było go w bród! Na stoisku z Guadalupy skosztowałam ponczu na bazie ichniejszego rumu. Oprócz słodyczy mango i pomarańczy były nutki cynamonu i anyżu a na zakończenie pozostawał w ustach smak prawdziwej wanilii, boskie! Ponieważ temperatura w pomieszczeniu niewiele odbiegała od tej tropikalnej, rum szybko parował zostawiając po sobie bordowe policzki i błogostan na twarzy.
Ponieważ przyszło mi spróbować wielu wspaniałości, którym nie mogłam się oprzeć, sprzedawcy też byli uroczy,wróciłam do domu z czterdziestoma kiełbaskami ( ale są malutkie) w czterech smakach ( z dodatkiem koziego sera, orzechów, chorizo i naturalnym), wspaniałym kawałkiem parmezanu i sosem krówkowym.
Razem z Biną oglądałam też przeróżne zwierzaki, głównie krowy, ale jakieś takie duże i zupełnie nie łaciate, z jednym wyjątkiem. Najokazalszy byk, który zaszczycił swą osobą Salon waży 1691 kg! Nie wiem, czy to normalne, ale zaczęłam się zastanawiać czy mamuty naprawdę wyginęły czy tylko wyliniały.
Większość zwierząt urocza jak np. maskotka salonu, 7-o letnia krówka Bella, której podobizna znalazła się na plakatach reklamowych, biletach, torbach na zakupy i sama nie wiem na czym jeszcze. 
Był jednak urodowy wyjątek. Dziewczyny, jeśli któraś ma kompleksy na punkcie własnego siedzenia to popatrzcie uważnie!




 Krówka Bella



 Czarne, baskijskie świnki


 Byk czy wyliniały mamut?



Lekarstwo na wszelkie kompleksy!


12 komentarzy:

  1. Bardzo lubię krowy. I jedzenie, taki event byłby czymś dla mnie ! Bella to ładna krówka, za to krowy ( ?????? ) na dwóch ostatnich zdjęciach wyglądają naprawdę olbrzymio. Tak bardzo, że zastawiam się, czym faszerują te biedne zwierzęta....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. one serio były olbrzymie, ponad 1,5 tony .__. ale to jakieś takie specjalne wielkie gatunki

      Usuń
  2. u mnie też co roku są organizowane takie wystawy i cieszą się dużym powodzeniem :)
    tak zwyczaj parapetówek nadal istnieje i sama z niego nie zrezygnuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, nie wiedziałam o tym słowie. Ale mam wrażenie, że w naszym języku tez by się takie przydało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po prostu zastanawiałam się nad faktem, że dumnie opisuję blogosferę, a następnie nie potrafię się w nią wcisnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Nie weszłam do pawilonu z najnowszymi maszynami rolniczymi" - nie dziwię się, bo nie było takiego ._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za wstawienie wielkiego krowiego dupska.

      fajnie było

      Usuń
  6. Ojej, przepyszne święto! Nie wiedziałam, że takie coś odbywa się we Francji. Ciekawie byłoby tam zawitać! Fajne i ciekawe zdjęcia! Wyróżniają się :)

    OdpowiedzUsuń
  7. 1691 kg? Nie potrafię sobie tego wyobrazić!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciała bym je na żywo zobaczyć :o zapraszam do siebie patyskaa.blogspot.be

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do mojego posta. Ogólnie ludzi było tego dnia pełno w mieście.. Biegali na prawo i lewo. A ja chyba automatycznie robię zdjęcia kiedy ich nie ma w obiektywie. ;)
    A co do święta.. Nawet nigdy o czymś takim nie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oooo!!! Ale dupsko!!! Dziękuję tego mi było trzeba bo ostatnio jestem bardzo niezadowolona z mojego siedzenia, teraz będę na nie spoglądać łaskawszym okiem;) Po tej wyliczance wspaniałości, wzmiance o rumie i chorizo zgłodłam!

    OdpowiedzUsuń