10 października 2013

Przypadkiem

Kilka lat temu spędzałam romantyczny, czerwcowy weekend" we dwoje" w Paryżu. Dzień był deszczowy, pora obiadowa a my bardzo głodni. Schowaliśmy się w gwarnej knajpce na Montmartrze by coś zjeść i nieco podeschnąć (kto by brał parasol na romantyczny wypad w czerwcu? Może ktoś, kto wie, że Paryż jest najbardziej deszczową stolicą europejską. Ja nie wiedziałam). Czekając na zamówione dania zaczęliśmy przyglądać się miejscu, do którego trafiliśmy. Wydało nam się znajome, więc przyjrzeliśmy mu się nieco dokładniej. Niby znajome, a jednak brakowało stoiska z papierosami i szyby, na której wypisywane było menu. Śledztwo zatoczyło nawet kręgi toaletowe, gdzie pod wymownym neonem, za wahadłowymi drzwiami znajdowała się budka telefoniczna, a w głębi koedukacyjna toaleta. 
Kelnerka potwierdziła nasze przypuszczenia. Byliśmy w knajpce, w której pracowała filmowa Amelia, i w której kręcone były sceny kawiarniane. Po sukcesie filmu miejsce to zrobiło się bardzo popularne, dlatego zniknął kącik papierosowy, dostawiono kilka stolików.
Skoro już tam przypadkiem trafiłam, nie mogłam oprzeć się pokusie i zamówiłam créme brulée. Moje serce biło w radosnym oczekiwaniu, na twarzy zagościł uśmiech a oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówek na widok postawionego przede mną deseru. Był wielki, pachnący i cały dla mnie! Do tego podano mi łyżkę do zupy! Cierpliwość nie jest moją mocną stroną, ale z namaszczeniem rozbiłam karmelową skorupkę by dostać się do kremowego wnętrza. To było niebo w gębie!
Do dziś les Deux Moulins przeszło kolejne zmiany. Nie ma już starej, zniszczonej i obskurnej podłogi, ani neonu nad drzwiami do toalety, sufit oświetlony jest na różowo i żółto, zniknęła stylowa zieleń. W głebi sali, na lustrze, pyszni się wielki plakat z Amelią. W miejscu budki telefonicznej zamieszkał krasnal globtrotter, który dzieli nocny stolik z lampą-świnką. Wokół dowody rzeczowe jego licznych podróży.
Na szczęście nie zmieniło się jedno. Crème brulée jest wciąż doskonały a porcje duże. Jeśli zjedzenie tego deseru będzie dla was tak samo ważne jak zwiedzenie nieodległej Sacré-Coeur zajrzyjcie tu koniecznie.  





























17 komentarzy:

  1. gratuluję kompletnie samodzielnego posta :* i jeszcze takiego fajnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby to był facebook, kliknęłabym "Lubię to" ;)

      Usuń
  2. uwielbiam ten film, więc gdy tylko przybędę kiedyś do Paryża, to już wiem, co mogę odwiedzić i co zjeść :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie muszę zobaczyć to miejsce, kiedy oglądałam Amelię byłam zauroczona tą kawiarenką, zaznaczam sobie ją na liście miejsc do odwiedzenia. :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie oglądałam tego filmu ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, szkoda, ze przegapiłam to miejsce w czasie wizyty w Paryżu. Przyznam, że po tej zmianie na zdjęciu nie przypomina już tego ameliowego, ale chętnie zajrzałabym głębiej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy wspomnę swoje dzisiejsze przypalone jajka z patelni i przesolone ziemniaki, mam wrażenie że trafiłam do innego świata... Na pewno smaczniejszego:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne miejsce, ma swój urok ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Creme brulee wygląda jak coś, co mogłoby mi nie posmakować. Może i jestem wypaczona, może mam coś z kubkami smakowymi, a może każdy tak ma, dopóki nie spróbuje, ale mam w związku z tym deserem jakieś złe przeczucia ;)
    Jeśli kiedyś będę w Paryżu, nie omieszkam zasmakować, ale raczej wezmę z kimś na spółę. Oby tylko nie skończyło się bójką, jeśli okazałoby się smaczne :D

    Pozdrawiam
    Ania z tripleAworks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. oglądałam Amelie i uwielbiam ten film
    chciałabym to wszystko zobaczyć na żywo, poczuć tę atmosferę od środka
    zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej Agato!
    Zacznę od tego, ze jesteś bardzo podobna do Binki!
    Elegancka, że hej! :) Do Paryża mam sentyment i do Francji. Moja babcia była rodowita Paryżanką, absolwentka Sorbony. I u mnie w domu jest trochę tradycji francuskiej. jeść każdy musi. nawet jak ssie odchudza. Dobry pomysł na bloga. Dodałem twój blog do blogów obserwowanych.
    Pozdrawiam teraz z Gdańska. Ale jestem z Warszawy:)
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  11. Mama Biny!! Ale super:) Ja mojej nie mogę do dziś namówić by założyła bloga a szkoda bo super gotuje:):)
    Będę tu zaglądać obiecuję:):)
    Jeśli chodzi o takie miejsca jak ta kawiarnia...to ja jestem bardzo sentymentalna i potrafię wspominać miejsca oraz potrawy, które udało mi zjeść podczas wakacji.

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowite zaskoczenie musiało być. A taki deserek bym zjadła, mmm. Do Paryża też bym się chętnie wybrała. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. chciałabym odwiedzić kiedyś to miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  14. W filmie Woody'ego Allena "O północy w Paryżu" powiedziano, że Paryż jest najpiękniejszy w deszczu. Czy to prawda? :)
    Wydaje się, że to bardzo klimatyczne miejsce. Nie potrafię sobie wyobrazić czy zmieniło się na dobre, czy też na złe, ale pewnie wcześniej było bardziej urokliwe. Choć plakat Amelii - cudny. :) Desrku nigdy nie jadłam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ta kawiarenka jest niesamowita. Chyba nigdy nie zapomnę wizyty w niej! Jest klimatycznie jak mało gdzie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dzięki Agato za wizytę. A kontynuacja będzie. Na razie pozostały wspomnienia. Dobrze, że fajne. Zaraz sobie robię śniadanie do pracy oraz moje pierwsze śniadanie przed wyjściem do pracy. A ja myślałem, że Londyn jest najbardziej deszczową stolicą europejską. Jeszcze nieźle pada w Irlandii. W Warszawie na razie sucho.
    Pozdrawiam Vojtek

    OdpowiedzUsuń