16 kwietnia 2016

Marrakesz - druga odsłona

Jak wspomniałam poprzednio Marrakesz to miasto kontrastów. Z ruchliwej ulicy można przenieść się w bajkowy świat 1000 i jednej nocy przekraczając jedynie próg domu. W takich pięknych domach - pałacach mieszczą się restauracje i hotele. By ich nie przegapić spacerując trzeba się bacznie przyglądać mijanym domom, drzwiom, szukać szyldów lub mieć dobrego przewodnika ;) 
Nawet Pałac Królewski, zarówno ten dawny, który można zwiedzać ( Pałac Bahia) jak i współczesny kryją się za niepozornymi murami. 
Jest jeszcze jedno miejsce, o którym chciałabym Wam wspomnieć, to Ogrody Majorelle należące od 1980 roku do Yves Saint Laurent i Pierra Bergé. Po śmierci YSL przekształcone w fundację, otwarte dla publiczności. W znajdującym się w nich domu kreatora mody mieści się niewielkie muzeum poświęcone rdzennym mieszkańcom Maroka - Berberom. 
Jeszcze słówko o kuchni.
Jeśli lubicie, podobnie jak ja, napić się wina do obiadu sprawy się komplikują. W wielu miejscach alkoholu się nie podaje. Jeśli jednak znajdzie się taką restaurację należy spróbować marokańskiego wina. Zaskoczyła mnie jego moc i głęboka, czerwona barwa. Natomiast wszędzie podawane są świeżo wyciskane soki, zarówno z warzyw jak i owoców. Numerem jeden był dla mnie sok z awokado! Można by powiedzieć koktajl, bo było to zmiksowane awokado z sokiem pomarańczowym. Niezwykle orzeźwiające, o delikatnej zielonej barwie, dość gęste, ale dające się wypić przez słomkę. Wszyscy i wszędzie piją też wspomnianą już miętową herbatę. Dziś już wiem, że zapach mięty na długo będzie mi się kojarzył z Marrakeszem.
Typowa kuchnia jest aromatyczna, łagodna, króluje tu jagnięcina, kurczaki, wołowina i grillowane warzywa. Typowymi potrawami są: kuskus, tażin, kefta czy chrupiące pierożki z cieniutkiego ciasta fillo z różnorodnym nadzieniem. Bardzo często potrawy są ..słodkie, a to za sprawą miodu, którym polewane jest mięso. Za to warzywa wręcz pływają w oliwie. Cóż, co kraj to obyczaj. Jedyny plus takiego jedzenia to kompletny brak ochoty na deser ;) I całe szczęście, bo tamtejsze słodycze godne są tej nazwy. I choć do ich przyrządzenia używa się często migdałów, które bardzo lubię, to roztarte z cukrem na grudkowatą masę i zamknięte w mdłym cieście nie podbiły mego serca. 
Za to aromatyczne oliwki z dodatkiem ziół zdecydowanie podbiły moje serce, podobnie jak różnorodne chlebki i placuszki podawane do posiłków. 
Jeszcze jedna mała dygresja. Przeszkadzała mi namolność tamtejszych ludzi (mężczyzn). Rozumiem, że turysta jest po to, żeby go "oskubać", więc za zdjęcie z kobrą, tresowaną małpą czy w stroju ludowym trzeba zapłacić. Gdy ktoś za wskazanie drogi oczekuje zapłaty to jest to dla mnie dziwne. A gdy otrzymawszy drobną zapłatę ( równowartość 2 euro) domaga się większej, nie odstępuje na krok, jest nachalny, to już dla mnie przesada. To tylko jeden z przykładów.
Nie zmienia to faktu, że spędziłam niezwykły, egzotyczny i pełen wrażeń weekend. 
Przyszła pora na odwiedzenie Pałacu Królewskiego i odpoczynek w rajskim ogrodzie YSL. Zapraszam!


W metalowym dzbanuszku kryje się miętowa herbata. Pije się ją zawsze z małych, smukłych szklaneczek.


Zdjęcie "cukierni" zrobione w pośpiechu. Talerze z ciastkami owinięte są folią chroniącą je przed wszechobecnym kurzem.

Teraz zabieram Was do Pałacu Królewskiego.








Kwitnący bananowiec.

Pora na ostatnią odsłonę, czyli ogrody YSL.











I jak się Wam podoba?

DZIĘKUJĘ ZA ODWIEDZINY I KAŻDE ZOSTAWIONE SŁÓWKO, TO DLA MNIE OGROMNA RADOŚĆ!

9 komentarzy:

  1. Zazdroszczę takiej egzotycznej wycieczki.
    Piękne zdjęcia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Miks awokado z sokiem mam zamiar wyprobowac😀
    Zdjecia jak w raju

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepięknie! Dobrze, że masz możliwość zwiedzania i lubisz to. ja tez lubię zwiedzać, poznawać kulturę, ludzi i środowisko w którym mieszkają. Nie każdy to lubi. Jak Ci kiedyś pisałem moja siostra mieszka od roku 1980 we Florencji. Zaproponowała, żeby bliska mi osoba spędziła u Niej wakacje. I że może co roku przyjeżdżać. I bezpłatne zakwaterowanie. Otrzymałem odpowiedź: "Muszę tam jechać???"
    Po prostu się załamałem jak można z takiej okazji nie skorzystać. Jak na razie taką egzotykę to oglądam w National Geografic. Ale dla mnie tez egzotyczny jest Bazar Różyckiego w Warszawie. Serdeczne pozdrowienia z Żoliborza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepięknie! Dobrze, że masz możliwość zwiedzania i lubisz to. ja tez lubię zwiedzać, poznawać kulturę, ludzi i środowisko w którym mieszkają. Nie każdy to lubi. Jak Ci kiedyś pisałem moja siostra mieszka od roku 1980 we Florencji. Zaproponowała, żeby bliska mi osoba spędziła u Niej wakacje. I że może co roku przyjeżdżać. I bezpłatne zakwaterowanie. Otrzymałem odpowiedź: "Muszę tam jechać???"
    Po prostu się załamałem jak można z takiej okazji nie skorzystać. Jak na razie taką egzotykę to oglądam w National Geografic. Ale dla mnie tez egzotyczny jest Bazar Różyckiego w Warszawie. Serdeczne pozdrowienia z Żoliborza.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdjecia cudo...jak z bajki ☺

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj matuchno jaka królewska wycieczka w Twoim towarzystwie...Nie widziała kwiatu bananowca....jest cudny...Jak Ty to fajnie potrafisz przedstawić...Zdjęcia super....Warszawa już wiem, że nie, ale może w lecie Mazury....Gorące buziaki pa.....

    OdpowiedzUsuń
  7. Kraje arabskie to nie moje klimaty, ale akurat Marrakesz zawsze chciałam zobaczyć. Kojarzy mi się z całą paletą barw i zapachów. Kiepsko sobie jednak radzę z nachalnymi sprzedawcami. Zniechęca mnie to do miejsca, jak mało co.

    OdpowiedzUsuń
  8. fajna relacja, cieszę się, że mogłam posłuchać i pooglądać zdjęcia na żywo :)

    OdpowiedzUsuń