19 sierpnia 2015

Pędzlem malowane

Witam po wakacjach! Choć skończyły się one dla mnie tydzień temu nie  wskoczyłam jeszcze w tryby codzienności. W głowie nadal beztroskie dni, rodzina jeszcze nie w komplecie, więc garnki się kurzą. Zapraszam zatem na romantyczny spacer. Tym razem celem jest niewielka miejscowość położona na południowy wschód od Paryża. Nazywa się Yerres. To tu w 1860-ym roku dwunastoletni wówczas Gustave Caillebotte przekroczył progi pałacyku w stylu włoskim, który to zakupiony przez jego ojca stał się rodzinną rezydencją letnią. Gustaw wychowywał się w Paryżu w jednej z przepięknych i bogatych kamienic haussmanowskich, obserwując i biorąc udział w codziennym życiu burżuazji. Choć ukończył studia prawnicze, w wieku 25 lat rozpoczął kolejne na Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu. Nie musiał zarabiać na życie malarstwem, była to jego pasja. Na kilkuset obrazach uwiecznił życie paryskich ulic po Wielkiej Przebudowie, a dzięki posiadłości w Yerrres stworzył idylliczny obraz życia "wiejskiego". Był doskonałym obserwatorem i podobnie jak inni impresjoniści zachwycał się pięknem otaczającej go przyrody. Malował obrazy niczym dziś robi się zdjęcia. Kadrował je w nowatorski sposób, przez co, między innymi, odrzucany był przez oficjalny, doroczny Salon, na którym artyści mogli zaprezentować swoje prace. Dla wielu było to być albo nie być, dlatego Caillebotte pomagał organizować niezależny Salon, na którym wystawiał swe prace wraz z przyjaciółmi. Byli wśród nich Monet, Renoir, Degas, Cezanne. Dzięki rodzinnemu majątkowi stał się również mecenasem sztuki. Stworzył niezwykłą kolekcję impresjonistyczną, którą w całości zapisał państwu francuskiemu. Dziś w całości można ją podziwiać w Musęę d'Orsay. W posiadłości Caillebotta organizowane są czasowe wystawy poświęcone impresjonizmowi. Niestety teraz żadnej nie ma, ale mogliśmy pospacerować po parku i spojrzeć na ten uroczy zakątek oczami artysty. Dzięki projekcji filmowej można poznać wiele obrazów( szkoda, że nie na "żywo"), ale muszę przyznać, że park i płynąca obok rzeczka są tak urocze, że nie trzeba pędzla, by namalować iście impresjonistyczne obrazy. Zapraszam!







 Można wypożyczyć łódkę i popływać po rzece.
 A to ławeczka w parku przylegającym do posiadłości.



 W dawnej oranżerii jest kawiarnia.










9 komentarzy:

  1. Ah, rzeczywiście miejsce zachwyca! Ta łódeczka na rzece *.* Zdjęcie jest boskie, aż chciałoby się tam być i zrelaksować. Orsay kojarzy mi się jedynie ze sklepem i ciuchami :D Szkoda, że nie miała Pani okazji zobaczyć obrazów na żywo, ale może jeszcze się uda :) Trzymam kciuki i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. romantycznie tam! w sam raz na spacer we dwoje:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne miejsce. Mam nadzieję, że uda mi się tam kiedyś wybrać

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie powiało romantyzmem... a te łódeczki w parku - coś pięknego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Spacer z Tobą zawsze.....Bardzo dziękuję za miłe chwile....Pozdrawiam pa....

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak romantycznie, spokojnie i kameralnie. Dużo bardziej w moim klimacie, niż duży i głośny Paryż. Tam wybrałabym się z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ślicznie, słodko i romantycznie! Z chęcią zaszyłabym się w takim miejscu z ulubioną książką pod pachą :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam te Twoje spacery... <3

    OdpowiedzUsuń