25 stycznia 2014

O jedzeniu po raz ostatni

 Jeśli odnieśliście  wrażenie, że podróż do Bangkoku musi oznaczać tortury w postaci wypalanych trzewi lub oddechu smoka, spieszę donieść, że jedzenie w hotelach jest zeuropeizowne ( nie wiem, czy istnieje takie słowo, trudno). Popularne są pizzerie, tylko na naszej ulicy były dwie, z czego w jednej pysznił się oryginalny, wielki piec dokładnie taki jakie można zobaczyć we włoskich knajpkach. Poza tym codziennie mijaliśmy knajpę niemiecką, w której kelnerki w tyrolskich strojach nosiły kufle z piwem.
  Dla miłośników fast foodów też się coś znajdzie: Mc Donald, Domino's Pizza. Miłośnicy kawy mogą poczuć się jak u siebie wstępując do Starbucks'a . Kawa w Bangkoku nie  jest popularnym napojem, tzn, nie widziałam, żeby była podawana na jakimkolwiek ulicznym straganie. Kawiarnie są nieliczne i wyglądają bardzo europejsko. Co zaskakujące, ani razu po tamtejszym jedzeniu nie miałam ochoty na kawę, którą z taką przyjemnością pijam w domu.
 Nie widziałam też ani jednej piekarni ani cukierni, za to suszone owoce są bardzo popularne. Widziałam, oczywiście, coś, co wyglądało jak słodycze, ale nie jest to częsty widok.
 Za to widok straganów uginających się po ciężarem owoców, soków na długo będę miała przed oczami. Takich wspaniałości wcześniej nie widziałam. Poza tym owoce dojrzewające i zjadane w tamtejszych warunkach smakują tak dobrze, jak nasze najlepsze truskawki w pełni sezonu. Zjadłabym.....








17 komentarzy:

  1. Niesamowity klimat ma to miasto. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne owoce na fotografiach,bardzo dobrze.Byłoby doskonale,gdyby była informacja jakie mają nazwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pierwszym rambutan, to wiem

      Usuń
    2. Nie znam wszystkich nazw. Bina ma rację co do rambutana. Te kiście szaro-zielonych owoców to rodzaj śliwek. :))

      Usuń
  3. Aż chce się wszystkiego dotknąć, powąchać, skosztować. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. "O jedzeniu po raz ostatni"? weź nie strasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, no własnie! :D

      Usuń
    2. Ostatni raz o jedzeniu w Bangkoku, oczywiście ;)) przecież nie samym jedzeniem człowiek żyje! ( no prawie...) :))

      Usuń
  5. Zdjęcia moje, ale deserki niestety nie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. jeju tytuł mnie przeraził hahah ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję,Agatko za odpowiedź.Rambutana ,ja też znam,bo bywa w Polsce. Interesowały mnie te szaro-zielone kuleczki na gałązkach.A teraz napisz mi czy te ogórki,to ogórki a może cukinie.Są tam jeszcze jakby cykorie i chyba sałaty różnych odmian?W ten sposób poznaję warzywa i owoce świata.Pozdrawiam teściowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te z prawej to ogórki, po sąsiedzku coś, czego tu nie znalazłam, potem biala rzodkiew. Poniżej różne sałaty: pidao, choisam, pakchoi i koperek. Jak spotkam te zielone, pomarszczone ogórki to zapytam o imię :)) a szare śliwki to longkong, kuzynki lichi, pozdrawiam

      Usuń
  8. jaki piękny targ! mm, podoba mi się, szczególnie teraz, zimą! ; ) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Być w Tajlandii i jeść europejskie żarcie to jak dla mnie nieporozumienie. Ale wiadomo każdy ma inny gust i smak;) Owocami faktycznie można się tam najeść ale tych na drugiej fotce owocowej w prązowej łubince nie lubię bo są strasznie kwaśne;) Co do kawy to mi udało się wypić kilka razy kawę na straganie, jeśli nie było takiego "pod ręką" strzał kofeiny zapewniał 7 eleven;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja mam problem, jak widzę owoce, za które nie wiem jak się zabrać;) Z tymi pizzeriami to mnie to dobija, kiedy gdzieś wyjeżdżam i restauracji z regionalną kuchnią jak na lekarstwo, ale co krok pizzeria. W takich chwilach protestuję:)

    OdpowiedzUsuń