Deser to często mój ulubiony element obiadu. Często jednak trudno się zdecydować, bo łakomym wzrokiem zerkam i na to i na tamto. W Paryżu znalazłam doskonałe rozwiązanie, café gourmand czyli kawę smakosza ( lub herbatę). Jest to deser składający się zwykle z trzech maleńkich deserów. Wspaniały pomysł! Można popróbować różnych wspaniałości w małych ilościach i nie żałować, że zjadło się makaronika a na créme brulée nie ma się już miejsca. Dlatego na wyjątkowe okazje szykuję takie właśnie desery. Wymaga to większych niż zwykle przygotowań, ale przyjemność jest ogromna a maleńkich porcji wystarcza na kilka dni. Idealne rozwiązanie dla łakomczuchów! Wszystkie proponowane przeze mnie desery można przygotować z wyprzedzeniem, powodzenia!
Mus czekoladowy
200 gr gorzkiej czekolady, 60-70% cacao
5 jaj
2 łyżki masła lub oleju
łyżka dowolnego likieru lub koniaku
Przygotowanie
Oddzielam białka od żółtek. Czekoladę rozpuszczam w kąpieli wodnej czyli biorę dwa garnki różnej wielkości. Do mniejszego wkładam pokruszoną czekoladę i wstawiam ten garnek do większego wypełnionego do połowy wrzątkiem. Stawiam to na ogniu i rozpuszczam czekoladę mieszając. Kąpiel wodna pozwala uniknąć ewentualnego przypalenia czekolady. Jeśli macie garnek z grubym dnem i płytę elektryczną możecie to zrobić bezpośrednio na płycie, trzeba tylko uważać, by za mocno nie ogrzać czekolady. Gdy się rozpuści zdejmuję ją z ognia, dodaję masło, kolejno 4 żółtka, alkohol i energicznie mieszam by masa zrobiła się błyszcząca i jednolita, krótko mówiąc chwila sportu. Teraz ubijam 5 białek ze szczyptą soli. Połowę dodaję do masy czekoladowej i dokładnie mieszam. Teraz dodaję resztę piany i delikatnie łączę z masą używając łopatki. Gotowy mus wlewam do małych słoiczków po jogurtach, przykrywam folią spożywczą i wstawiam na kilka godzin do lodówki. Ten deser można przygotować poprzedniego dnia.
Créme brulée
Pół laski wanilii
pół litra kremówki
4 żółtka
1/4 szklanki drobnego cukru
brązowy cukier do posypania
Przygotowanie
Rozcinam wzdłuż laskę wanilii na pół. Zgarniam nożem czarne ziarenka ze środka. Wrzucam całość do garnka, wlewam śmietanę i gotuję 10 minut. W tym czasie miksuję żółtka z cukrem w garnku o grubym dnie. Teraz wlewam przez sito lekko przestudzoną śmietankę i stawiam to na średnim ogniu. W tym momencie trzeba 10 minut poświęcić na mieszanie kremu i pilnowanie go, aby się nie zagotował bo się zważy i nie pozostanie nam nic innego jak wylać go i zaczynać wszystko od początku.Gdy krem osiągnie gęstość ciasta naleśnikowego zdejmuję go z ognia
Nagrzewam piekarnik do 150 stopni. Gotuję czajnik wody. Gotową masę wlewam do małych, płaskich foremek i ustawiam na blasze. Wstawiam do pieca i wlewam na blachę wrzątek do połowy wysokości foremek. Przykrywam wszystko folią aluminiową i piekę 40 minut. Sprawdzam. Jeśli krem jest lekko ścięty z wierzchu to jest gotowy. Gdy przetrzymamy go zbyt długo zrobi się z niego słodka jajecznica i o wspaniałej, gładkiej konsystencji możemy wtedy zapomnieć. Uratować się tego już nie da. Przestudzony krem przykrywam i wstawiam do lodówki na kilka godzin. Można to zrobić dzień wcześniej. Tuż przed podaniem posypuję cieniutką warstwą brązowego cukru i opalam palnikiem.
Tarteletki czekoladowe
300 gr mąki
150 gr masła
3 żółtka
100gr cukru pudru
2 łyżki śmietany
175 gr ciemnej czekolady
30 ml kremówki
Przygotowanie
Zagniatam kruche ciasto i odstawiam na pół godziny do lodówki. Następnie dość cienko je rozwałkowuję i wyklejam nim małe foremki. Piekę 10-15 minut w 200 stopniach. Powinny mieć jasnozłoty kolor. Przestudzone wyjmuję z foremek, wkładam do puszki i tak mogą czekać nawet kilka dni.
Podgrzewam śmietanę, dodaję pokruszoną czekoladę i podgrzewam aby powstała jednolita masa. Gdy lekko przestygnie nakładam po łyżce do kruchych foremek i odstawiam.
Nareszcie nie pozostało nic innego jak nałożyć każdemu po jednym maleńkim smakołyku i rozkoszować się tym królewskim deserem. Smacznego!
dla wiecznie niezdecydowanej mnie, to idealne rozwiązanie :)
OdpowiedzUsuńpieknie napisane i pokazane, congrats :)
OdpowiedzUsuńa "odswietny obiad" brzmi tak... odswietnie
OdpowiedzUsuńOj coś dla mnie, znów kilka smaków..mniam. Spróbuję w weekend zrobić creme brulee i mus czekoladowy:)
OdpowiedzUsuńJa tam lubię desery szczególnie wtedy, gdy mi je ktoś podetknie pod nos i nie muszę dodatkowo oprócz czasu na obiad poświęcać go jeszcze na deserek, dlatego często wolę go kupić. ;) Wszystkie trzy wygladają cudownie.
OdpowiedzUsuńWszystko, co jest związane z czekoladą jest przepyszne, więc taki deser znajdzie się w liście zadań do zrobienia ;)
OdpowiedzUsuńPięknie wygląda :) Uwielbiam takie desery. Dzisiaj postanowiłam, że zrobię muffinki, a wyszedł mi zakalec :<
OdpowiedzUsuńBardzo lubię zakalce! :))
OdpowiedzUsuńale mi się ochoty narobiło :)
OdpowiedzUsuńmniam
kurczę kuszący deser, muszę go przygotować, koniecznie ;)
OdpowiedzUsuńSzukasz świątecznych inspiracji? kreatywnepomyslynaprezenty.blogspot.com zapraszam ;)
Krem brulée zawsze wydawał mi się czarną magią, a jak widać wcale tak trudne do wykonania nie jest :)
OdpowiedzUsuńAgato. Pozdrawiam, pozdrawiamy. Tak GPS pomaga się poruszać w obcym mieście. Sprawdziłem to. Parę wiązek warszawskich przy tym padło ale pomaga! Owszem korzystałem dawniej z map tradycyjnych, mam je w domu. I jeszcze mapę orientowałem za pomocą kompasu. Fajne były czasy, zawsze lubiłem turystykę.
OdpowiedzUsuńNajbardziej mi odpowiadają Tarteletki. Przypominają mi tez dzieciństwo. Coś podobnego wypiekała nasza sąsiadka. Dorabiała sobie pieczeniem. W tamtych czasach to niczego nie było. I mówiła do mojej mamy. Pani w "to są babeczki z kremem czekoladowym z kakao VAN HOUTEN!" I ciężko bardzo było u niej wtedy nie kupić. Słowo "zagraniczny miało swoją atomowa moc!
Smacznego Vojtek
Postaram się wykorzystać przepis kiedy zechcę komuś osłodzić życie. Moje niestety musi pozostać nieco gorzkie;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam creme brulee! Z przepisu wygląda na prosty do zrobienia, tylko jak na razie brak palnika
OdpowiedzUsuń