Dzień przeciętnego Paryżanina zaczyna się od kawy, rogalika z czekoladą i papierosa.
W południe trzaskają drzwi bo wszyscy pędzą jeść swój déjeneur czyli lunch. Ci, którzy mają czas i środki wypełniają szczelnie liczne brasserie rozkoszując się ciepłymi daniami i lampką wina i kończąc swój posiłek deserem ( trwa to przynajmniej godzinę, czasem półtorej).Inni szturmują piekarnie ( odrobinę mniej liczne niż restauracje) i nabywszy kanapkę jedzą ją w biegu, w metrze albo w parku. Taka kanapka to pół bagietki, najczęściej z szynką i serem. Nic więc dziwnego, że pozwala na godne przetrwanie do kolejnego posiłku, a trzeba zaznaczyć, że kolację jada się tu od 19.30-20-ej. Właściwie nie ma we francuskim słowa kolacja. Ten wieczorny posiłek to dinner, po naszemu obiad. Ale do rzeczy. Zanim wybije jego pora istnieje apéritif ( apéro) który o 17-ej wypełnia żołądki lampką wina i drobnymi przekąskami ( orzeszki lub chipsy, małe kanapeczki). Często Paryżanie wracający z pracy przysiadają w kawiarniach na swą "szklaneczkę". A wieczorem nareszcie można spokojnie zasiąść do stołu. Nieważne czy własnego, czy restauracyjnego. Dopiero teraz można spokojnie posiedzieć, porozmawiać, zjeść i napić się wina, a na zakończenie zjeść małe co nieco na deser. Poza tym świeża bagietka towarzyszy wszystkim posiłkom, czy to zupa, sałatka czy danie. Kolejki do piekarń ustawiają się trzy razy dziennie.
Niedzielny, rodzinny obiad to prawdziwa uczta, często zaczyna się w południe i trwa do póżnych godzin popołudniowych, 4-5 godzin przy stole to standard. Jako, że tutejsza kuchnia niewiele ma wspólnego z lekką, śródziemnomorską, typowy paryski, rodzinny, niedzielny obiad to:
Przystawka- talerz wędlin
Danie- pieczona gicz jagnięca lub kurczak z rożna,ziemniaki i fasolka szparagowa(na jej punkcie paryżanie mają obsesję, ale to akurat rozumiem, bo mam podobnie)
Deska serów
Deser- ciasto, po które należy odstać się w kolejce do swojej ulubionej piekarni.
Do tego oczywiście bagietka i wino.
Tak sobie myślę, jakim cudem Paryżanie są szczupli? Utyć można od samego patrzenia na ilość zjadanego przez nich pieczywa, a to dopiero skromny początek. Tym czasem panowie nie tachają przed sobą brzuszków, a panie, nawet te w wieku mocno dojrzałym, są wręcz chude! I gdzie tu sprawiedliwość? Gdybym ja się tak odżywiała łatwiej byłoby mnie przeskoczyć niż obejść. Nie dość, że Paryżanie bezkarnie się objadają nie lubią uprawiać sportów i palą jak smoki. Szkoda, że nikt jeszcze nie wyodrębnił tego genu. Chętnie bym go przyswoiła!