3 lipca 2014

Paryż-Londyn

Dziś wycieczka za miasto. Dzięki pociągom Eurostar Paryż-Londyn, dwugodzinna podróż przeniosła mnie w zupełnie inny świat. Ponieważ od trzech lat obserwuję z bliska Paryż i jego mieszkańców nie mogłam się oprzeć porównaniom z tym właśnie miastem.
Londyn mnie zaskoczył. Jest wielki, czysty, różnorodny, czasem uroczo stary, innym razem ultra nowoczesny. Jest też kosmicznie drogi, o jakieś 20-50% droższy od Paryża! Ludzie są mili, uśmiechają się, mówią piękną angielszczyzną, czysta przyjemność! Metro zakopane jest głęboko pod ziemią, dzięki czemu panujące w nim przeciągi urywają głowę. Jest też transport naziemny czyli wszechobecne, czerwone, piętrowe autobusy. Zakochałam się w nich! Jeśli nie istnieje jeszcze ich fanklub to gotowa jestem go założyć i propagować piętrusy na całym świecie. Oglądanie miasta z wysokości pierwszego piętra to zupełnie inny wymiar.
Wiele muzeów jest darmowych ( nawet dla młodzieży, która skończyła 26 lat). Co najdziwniejsze nie ma kolejek a często też i kontroli przy wejściu. Jest za to co oglądać, bo zbiory są okazałe a często budynki, w których się znajdują przykuwają nie mniejszą uwagę. To co jest płatne i to słono (18 funtów) to Westminster Abbey i Katedra Św. Pawła. Są wyjątkowe, niewątpliwie to najmocniejsze strony wyprawy. Zwiedza się je z audio przewodnikiem, język polski dostępny. W katedrze pod zachwycającą kopułą znajduje się sala szeptów. Gdy dwie osoby stoją w jednej osi po przeciwnych stronach mogą ze sobą rozmawiać szepcząc do ściany. To działa! Wchodząc na sam szczyt kopuły po 350 schodach można podziwiać Londyn z lotu ptaka.






























Poza tym nie jest prawdą, że w Londynie ciągle pada. Byłam tam 6 dni i nie spadła na mnie ani kropla! Wiem, wiem, miałam więcej szczęścia niż rozumu. Za to temperatury jak na koniec czerwca nie były zbyt wysokie. Londyńczykom to zupełnie nie przeszkadzało, chodzili ubrani, a właściwie rozebrani, jak w największe upały. Ja marzłam.
Zaskoczyły mnie też kawiarnie w...kościołach! Nie ma ich za to na ulicach. To zupełne przeciwieństwo Paryża, gdzie ogródki kawiarniane są wszędzie. Wypicie kawy albo kieliszka wina i obserwowanie przechodniów to prawdziwie paryski rytuał.
Wracając do Londynu nie sposób nie wspomnieć o pubach owitych piwną nutką, jakże bliską sercu każdego Polaka. Osobiście nie przepadam za tym trunkiem, ale piwo wypite w atmosferze typowego, angielskiego pubu to czysta przyjemność.
Rozczarowania? Owszem, po pierwsze Chińska Dzielnica. Nazwanie jednej ulicy z trzema przecznicami dzielnicą uważam za nieco przesadzone. Do tego wszystko jest śliczne, czyściutkie, dziwne. Kto chce otrzeć się o swojskie klimaty i autentyczność powinien przyjechać do Paryża.
Kolejne rozczarowanie to angielskie jedzenie ( właściwie to się tego spodziewałam, więc nie było to wielkim zaskoczeniem). Pierwszego dnia z entuzjazmem odkrywcy i naiwnością dziecka zamówiłam typowe, angielskie śniadanie. Knajpka była malutka, urocza. Gdy stanął przede mną talerz zastanawiałam się czy to, co się na nim znajduje może być tak niedobre na jakie wygląda. W końcu w jedzeniu najważniejszy jest smak. Cóż...to było obrzydliwe!!!!! Zjadłam wszystko w celach poznawczych, niedobrze mi było przez kilka godzin i dopiero późnym popołudniem pomyślałam znów o jedzeniu ( a jednak jakieś zalety były). Na szczęście jedzenie chińskie i tajskie, którago próbowałam było dobre lub wspaniałe, więc kulinarnie Londyn się obronił. Spróbowanie fisz & chips zostawiłam sobie na następny raz ( o ile zbiorę w sobie dość odwagi).

























Szkoda,że to było takie niedobre, wszak okoliczności przyrody przecudne, prawda?











To najstarszy dom towarowy Londynu Fortnum & Mason.





Przepiękne, zadaszone pasaże handlowe.