29 grudnia 2014

Jeszcze jeden pasaż

Po świątecznym obżarstwie nie jestem w stanie myśleć o jedzeniu. Zapraszam więc na mały i nieforsujący spacer. Chciałabym Wam pokazać jeszcze jeden kryty pasaż. Idąc ulicą St. Denis założoną przez Rzymian, która jest najstarszą ulicą Paryża i jednocześnie jedną z najdłuższych, szukam numeru 145. Tu znajduje się wejście do pasażu Grand Cerf z 1835 roku. Kto lubi oryginalną biżuterię i małe, zagracone sklepiki z rupieciami lub sztuką będzie usatysfakcjonowany. Wzdłuż  pasażu rozciąga się czerwony dywan ( jedynie w okresie świąteczno-noworocznym), można się poczuć jak gwiazda filmowa. Wychodząc na drugą stronę trafiam do raju dla kucharzy, cukierników i wszelkich amatorów kuchennych poczynań. To tu, w drugiej dzielnicy, znalazły przystań sklepy ze wszystkim, czego potrzeba do gotowania. Od garnków, noży, naczyń, strojów kucharskich po wszelkie dodatki jak barwniki spożywcze, formy do ciast, ciasteczek, czekoladek, dekoracje stołowe i księgarnie dla smakoszy. I znów zrobiłam się głodna..







24 grudnia 2014

Potworne Swięta

Podobnie jak rok temu wybrałam się obejrzeć ruchome wystawy Galerie Lafayette. I znów niespodziewanie wyszło słońce, dzięki czemu spacer miałam bardzo udany, czego nie da się powiedzieć o zdjęciach.
 Tym razem mamy Monster Noel królują zatem upiorne maleństwa. Jedne rozpakowują prezenty, inne chowają się w kapeluszach, jeszcze inne dają występ kręcąc się w okazałych bombkach. Są tu też choinki zrobione z pluszaków, które złośliwy fioletowy potwór przewraca by następnie je na nowo stawiać. Dorosłe potwory popijają szampana i tańczą. Na ulicę spływa feria barw i głośna muzyka. Nie tylko dzieci się cieszą.
Wchodzę do zatłoczonej Galerii by nacieszyć oczy widokiem tego, co mnie zachwyca za każdym razem, czyli jej wnętrza. Pod przepiękną, szklaną kopułą podwieszona jest ogromna, kolorowa choinka. Odurza mnie zapach perfum, mrużę oczy od blasku bijącego z wyeksponowanej niczym najdroższe skarby biżuterii. Gwar, tłum, czar pryska. Nadeszły Święta!
Życzę Wam magicznych Świąt!





















20 grudnia 2014

Piernik

Nie wyobrażam sobie Świąt bez piernika. Przyznać muszę, że najbardziej lubię jeść taki świeżo upieczony i to przed Świętami. Pewnie dlatego, że smakuje wybornie z filiżanką herbaty i daje chwilę wytchnienia od przedświątecznych przygotowań. W moim przepisie jest piwo. Dodaje ono smaku i jest naturalnym spulchniaczem. Używam też aż dwóch opakowań przyprawy do piernika. Dzięki temu moje ciasto jest bardzo korzenne. Spróbujcie! Jest niezwykle łatwe do zrobienia i bardzo aromatyczne.

Składniki

4 szklanki mąki
1,5 szklanki miodu najlepiej spadziowego
2 opakowania przyprawy do pierników
1 szklanka piwa ( nie dla kucharza;))
4 duże jaja
1 szklanka brązowego cukru
1 kostka masła
1 łyżka sody oczyszczonej
bakalie w/g uznania ( dodałam po dwie garście orzechów, migdałów i jedną suszonych żurawin)


Przygotowanie

Z tych składników wychodzi solidna porcja ciasta, dzięki czemu można obdarować przyjaciół kawałkiem porządnego, domowego piernika!
Piekarnik ustawiam na 180 stopni.
Podgrzewam w garnuszku masło, miód i cukier. W dużej misce mieszam mąkę z sodą i przyprawami. Wlewam gorący miodowy sos do mąki, mieszam. Dodaję piwo, mieszam. Teraz pora na całe jajka. Gdy wszystko dokładnie się połączy wsypuję posiekane bakalie i ostatni raz mieszam.
Ciasto przelewam do trzech podłużnych foremek wysmarowanych masłem i posypanych mąką. Wstawiam na 45 minut do piekarnika. Po tym czasie sprawdzam patyczkiem czy jest gotowe. W razie potrzeby daję mu kolejne 10 minut. Wystarczy posypać je po ostudzeniu cukrem pudrem. Ponieważ mam w domu czekoladożerców zrobiłam polewę z 200 gr gorzkiej czekolady i 80 gr masła i posmarowałam nią ciasto.
Smacznego!




19 grudnia 2014

Kurczak świąteczny

Składniki

1 kurczak
2 garście suszonych moreli
3 gwiazdki anyżu
kilka goździków
łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki tymianku
2 łyżki miodu
szczypta chili
skórka otarta z mandarynki
100 ml soku pomarańczowego

Przygotowanie

Kurczaka nacieram sypkimi przyprawami i solą. Polewam dokładnie miodem ( cienką stróżką). Posypuję otartą skórką z mandarynki, którą niezwłocznie zjadam, wszak zadowolony kucharz to lepszy kucharz ;) . Wkładam kurczaka do naczynia żaroodpornego. Dodaję całe morele, gwiazdki anyżu i goździki.wlewam sok, przykrywam i odstawiam na godzinę.
Piekarnik nagrzewam do 180 stopni. Wstawiam kurczaka w zamkniętym naczyniu. Włączam termoobieg. Po pół godzinie wyłączam termoobieg, wyjmuję na chwilę kurczaka i polewam go sosem z pieczenia. Przykrywam i znów wstawiam do piekarnika na pół godziny. Znów go wyjmuję,  polewam i wstawiam na ostatnie 30 minut do pieczenia.
W tym czasie gotuję ryż i szykuję surówkę. Tym razem są to tarte buraczki z jabłkami.
Wyjmuję kurczaka z pieca, odstawiam na 20 minut żeby odpoczął. Przelewam sos przez sito żeby pozbyć się przypraw. Najładniejsze, całe morele zostawiam, te zupełnie rozgotowane przecieram razem z sosem.
Kroję kurczaka. Na talerze nakładam ryż ( użyłam małej, półokrągłej miseczki by postawić ryżowe " babki"), obok kładę porcję kurczaka, morele i skrapiam to sosem. Resztę sosu podaję w sosjerce.




18 grudnia 2014

Gravad lax

To po prostu łosoś marynowany w mieszance grubej soli, cukru i białego pieprzu z dodatkiem koperku. Ryba marynuje się 36 godzin, natomiast już gotowa może leżeć w lodówce do tygodnia. Tradycyjnie je się ją ze słodkim musztardowo-miodowym sosem.
Takiego łososia robię systematycznie, głównie zimą. Nieodzownie kojarzy mi się on z Ikeą, w której to spróbowałam tego przysmaku po raz pierwszy wiele lat temu. Przygotowania są proste, nie ma mowy, żeby coś się nie udało. Dwa warunki konieczne to naprawdę świeża ryba i gruba sól, której nie można zastąpić zwykłą.

Składniki

filet łososia, ok 1-1,5 kg
4 łyżki grubej soli
3 łyżki cukru
2 łyżeczki zmiażdżonych ziarenek białego pieprzu
2 pęczki koperku
miodowa musztarda ( użyłam brytyjskiej Colman's dla jej koloru i zmieszałam z miodem i oliwą by złagodzić jej ostrość)

Przygotowanie
Jeżeli filet jest cięższy, trzeba marynować go 12 godzin dłużej.
Zaczynam od wyjęcia ości. Przesuwając dłonią po płacie ryby wyczuwam ości i za pomocą pęsety wyjmuję je mocno pociągając. Jeśli skóra ma resztki łusek przecieram ją papierowym ręcznikiem. Jeśli ryba jest bez skóry to nic nie szkodzi. Będzie się krócej marynowała.
Teraz mieszam w miseczce sól, cukier i zmiażdżony pieprz. Siekam drobno koperek, trzymam oddzielnie.
Filet przekrawam na pół w poprzek. Na dno ceramicznego lub szklanego naczynia sypię łyżkę mieszanki i część koperku. Kładę grubszy filet, nacieram go szczodrze przyprawami i posypuję koperkiem. Biorę drugą część ryby, też nacieram i układam na pierwszej części skórą do góry. Posypuję to resztą składników. Owijam naczynie folią spożywczą, kładę na wierzchu małą deseczkę i stawiam na niej jakieś puszki lub słoiki o wadze ok 1/2 kg.
Wstawiam do lodówki. Po 12 godzinach wylewam powstały sos ( można go zachować i wymieszać z miodową musztardą) i przekładam płaty, aby ten, który był pod spodem znalazł się na wierzchu. po kolejnych 12 ryba jest gotowa. Wyjmuję ją, zgarniam wszystko ze skóry i zawijam oddzielnie płaty w folię aluminiową. Nie pozostaje nic innego jak ukroić kilka plastrów tuż przed zjedzeniem. Podaję zawsze cytrynę, słodką, miodową musztardę i świeże pieczywo.




   

   
   

12 grudnia 2014

Pod szklanymi dachami Paryża

Zapraszam Was na spacer idealny na deszczową pogodę, a takiej w Paryżu nie brakuje. Przenieśmy się na chwilę w czasie.W pierwszej połowie XIX wieku Napoleon I postanowił umilić życie burżuazji budując kryte pasaże, można rzec pierwsze galerie handlowe. W owych czasach eleganckie towarzystwo spędzało wieczory w teatrach, jadało w restauracjach a zakupy robiło w małych sklepikach, do których prowadziły błotniste ulice, bez chodników, bez oświetlenia. Mało kto zapuszczał się w nie po zmroku. Paryż był nie tylko brudny i cuchnący, ale też niebezpieczny. Dopiero stworzenie krytych pasaży odmieniło nieznacznie tę sytuację. Panie w długich, pięknych sukniach i wyelegantowani panowie nie musieli już brnąć w błocie od jednego rzemieślnika do drugiego w poszukiwaniu butów czy rękawiczek. W nowoczesnych, eleganckich, czystych i bezpiecznych pasażach były chodniki, różnorodne butiki i kawiarnie, a oświetlenie gazowe pozwalało robić zakupy po zmroku. Szklane dachy zatrzymywały deszcz wpuszczając dzienne światło, co do dziś sprawia, że miejsca te mają niepowtarzalną atmosferę. W czasach rozkwitu było ich ponad 150. Suchą nogą można było przemieżyć Paryż, zaprojektowano je tak, by wychodząc z jednego móc wejść do kolejnego. Późniejsza przebudowa miasta, która otworzyła je na wielkie bulwary, konkurencja domów towarowych jak le Bon Marché czy Galerie Lafayette sprawiły, że kryte pasaże zaczęły znikać i tracić na znaczeniu. Dziś jest ich niewiele, zaledwie ok 20-u. Niektóre niszczeją, inne dzięki prywatnym właścicielom są odrestaurowane i pełne życia. Chcę Wam pokazać te, moim zdaniem, najpiękniejsze.
Zaczynamy!
 Pod numerem 19 ulicy J.J.Rousseau jest wejście do Galerie Véro Dodat z 1837r. Zerknijcie wgłąb butików.Wszystkie mają półpiętra, na które prowadzą kręte, często pięknie rzeźbione schody. Jeśli marzą się komuś słynne buty z czerwoną podeszwą od Christiana Laboutin'a to znajdzie tu zarówno damskie jak i męskie modele. Przechodząc przez ogrody Palais Royale ( Pałacu Królewskiego) dojdziemy do ulicy Petit Champs. Tu, pod dwójką jest wejście do zachwycającej Galerie Vivienne. Spójrzcie na piękne mozaikowe podłogi. Galeria ta zakręca dzięki czemu wychodzimy na ulicę Vivienne, przy której mieści się przepiękna brasserie Le Grand Colbert, o której wspominałam tutaj. Skręcając w prawo, idąc w stronę wielkich bulwarów, mijając la Bourse czyli Giełdę Papierów Wartościowych, zbudowaną w stylu neoromańskim, dochodzimy do małej uliczki Saint Marc. Pod numerem 10 zaczyna się Passage Panorama z 1847r. W przeciwieństwie do poprzednich pasaży tu królują restauracje, atmosfera jest luźniejsza, w porze obiadowej panuje tu gwar. Można tu znaleźć typową paryską brasserie jak i knajpkę indyjską, czy oryginalną restaurację, do której wchodzi się tak, jakby wsiadało się do Orient Expressu. Warto wspomnieć, że w tym pasażu można zjeść za rozsądne pieniądze ( jak na Paryż, oczywiście) choć jesteśmy tuż przy wielkich bulwarach, nieopodal Opery Garnier.
Cdn.

 pasaż Vero Dodat
 wystawa damskiego butiku Christiana Laboutin







 pasaż Panorama

5 grudnia 2014

Rozgrzewające naleśniki pomarańczowe

Inspiracją do tego przepisu są naleśniki Suzette, pyszne, aromatyczne, pomarańczowe, gorące i podpalane koniakiem. Tradycyjna receptura wymaga zrobienia karmelu z otartych o pomarańczową skórkę kostek cukru i dodaniu do niego soku z pomarańczy, likieru Cointreau a na koniec polanie wszystkiego podgrzanym koniakiem i zapalenie naleśników już na talerzu stojącym przed oczekującym na ten spektakl w napięciu łakomczuchem. W paryskich kawiarniach serwuje się uproszczoną wersję polewając suchego, złożonego w trójkąt naleśnika gorącym likierem Grand Marnier i podpalając go. Czasem naleśnik ów jest posypany cukrem. Takie też uwielbiam...
Moja wersja powstała z połączenia łakomstwa z potrzebą uproszczenia przepisu. Zapewniam, że smak pozostał i nikt, kto kocha smak pomarańczy nie potrafi oprzeć się takim naleśnikom.

Składniki

na ciasto

2 szklanki mąki
1 1/2 szklanki wody
1szklanka mleka
3 jaja
sól


na sos

3 duże pomarańcze, brązowy cukier ( ilość zależy od słodyczy pomarańczy, zwykle 3-4 łyżki)
50 gr zimnego, pokrojonego na kawałeczki masła
50 ml likieru pomarańczowego Grand Marnier
2 łyżki brandy


Przygotowanie

Robię ciasto na naleśniki mieszając dokładnie wszystkie składniki aby nie było grudek ( trzepaczka rózgowa jest niezastąpiona). Odstawiam przynajmniej na godzinę, w lodówce ciasto może czekań kilka godzin na usmażenie.
Wyciskam sok z pomarańczy, wlewam go na patelnię, zagotowuję, zmniejszam ogień. Dodaję cukier, odparowuję 15 minut. Teraz wlewam likier i dodaję masło, mieszam. Gotowy sos powinien mieć gęstość lekkiego syropu. Wyłączam i biorę się za smażenie cienkich naleśników. Gdy wszyscy zainteresowani siedzą przy stole i czekają z niecierpliwością, wkładam na patelnię z sosem złożone w trójkąty naleśniki i dokładnie je polewam. Teraz najtrudniejsze! Polewam wszystko,chlustem brandy ( lub koniaku) i natychmiast podpalam zanim alkohol odparuje. Uwaga na brwi! Nie zawsze ta delikatna operacja się udaje, ale alkohol i tak szybko ulatuje z gorącej patelni zostawiając jedynie smak.
Nakładam. Większe łakomczuchy dostają po dwa, te dbające o linię po jednym naleśniku polanym sosem. Dziś udekorowałam je smażoną skórką pomarańczową.
Smacznego!



4 grudnia 2014

Polędwiczki wieprzowe z sosem słodko-słonym

Tym razem upiekłam polędwiczki wieprzowe w całości, pokroiłam tuż przed podaniem. Żeby mięso pozostało soczyste obwiązałam je grubą nitką jak baleron. Cienki koniec mięsa zawinęłam tak, by całość miała podobną grubość. Zajmuje to zaledwie 5 minut a efekt jest gwarantowany!

Składniki
dla 4 osób

2 polędwiczki wieprzowe
cebula posiekana w kosteczkę
4 posiekane ząbki czosnku
10 dag wędzonej szynki posiekanej w kosteczkę
1 marchewka drobno posiekana
listek laurowy, tymianek
ocet balsamiczny
łyżka aromatycznego miodu

70 dag batatów na pure
łyżka masła
100 ml mleka
szczypta gałki muszkatołowe
j

biała rzepa
pomarańcza


Przygotowanie

Rozgrzewam piekarnik do 120 stopni.
Zaczynam od pure z batatów: obrane ziemniaki kroję na duże kawałki, gotuję do miękkości, odcedzam. Wlewam do nich ciepłe mleko i dodaję masło, rozgniatam na gładką masę, doprawiam solą, gałką i pieprzem. Odstawiam pod przykryciem w ciepłe miejsce czyli do piekarnika.
Teraz wyciskam sok z pomarańczy, wlewam go do garnka, dodaję trochę miodu i lekko solę, podgrzewam. Obieram rzepę i kroję na plastry grubości pół centymetra. Wkładam do soku z pomarańczy, gotuję około kwadransa, zostawiam w garnku do momentu podania.
Pora na mięso. Obwiązane smażę na średnio rozgrzanej patelni na mieszance masła i oliwy. Rumienię za wszystkich stron dorzucając na patelnię szynkę, cebulę, czosnek, marchewkę i zioła. Deglasuję patelnię wlewając na nią  4 łyżki octu balsamicznego i łyżkę miodu. Obtaczam w tym sosie dokładnie mięso i przekładam je  do nagrzanego do 120 stopni piekarnika na kwadrans. Po upieczeniu ma być różowe w środku ale nie może być krwiste! Jeśli nie macie pewności, czy się upiekło lekko je naciśnijcie. Jeśli jest miękkie to znaczy, że nie jest dostatecznie upieczone, trzeba mu dać jeszcze 5 minut. Gdy pod uciskiem jest twarde ale nadal sprężyste wyjmuję je na drewnianą deskę i zostawiam 10 minut żeby odpoczęło.
W tym czasie kończę sos. Wlewam na patelnię 100 ml wody, mieszam i odparowuję na średnim ogniu przez kilka minut. Teraz mieszam, próbuję i doprawiam solą, czarnym pieprzem lub szczyptą ostrej papryki. Przecedzam sos przez sitko, wszystkie smakowite kawałeczki położę na pure z batatów a sosem poleję mięso. Resztę podam w małej sosjerce.
Jeszcze tylko w osobnej misce mieszam sałatę z 2 łyżkami oliwy, łyżeczką octu balsamicznego, szczyptą soli, pieprzu i oregano.
Nakładam.
Na środku talerza kładę po 3-4 plastry wieprzowiny, po bokach plastry pomarańczowej rzepy, na które nakładam po kopiastej łyżce batatów. Dekoruję kawałeczkami z sosu a nim samym polewam mięso. Kładę po garści sałaty na każdym talerzu i podaję.