23 lutego 2017

Makaron muszle nadziewany dynią i pistacjami

Składniki
na 4 porcje

20 dużych muszli makaronowych conchiglie
60 dag dyni
cebula
2 łodygi trawy cytrynowej
50 gr wyłuskanych, niesolonych pistacji


150 ml bulionu z kury
150 ml mleka
50 gr masła
60 gr tartego parmezanu

łyżka wasabi
sok z połówki limonki
2 łyżki oliwy

sól, pieprz
po szczypcie tartej gałki muszkatołowej i imbiru
50 gr drobno startego ementalera
kilka listków kolendry

Przygotowanie

Dynię obieram ze skóry i kroję w kosteczkę. W garnku podsmażam na oliwie posiekaną cebulę. Dodaję dynię, przekrojone na pół wzdłuż trawy cytrynowe, wsypuję przyprawy aromatyczne, przykrywam garnek i duszę wszystko przez 25 minut. Gdy dynia jest miękka, wyjmuję trawę, rozgniatam dynię widelcem, próbuję i doprawiam solą i pieprzem. Dodaję do niej 2/3 posiekanych grubo pistacji. Odstawiam.
W dużym garnku gotuję muszle. Powinny pozostać al denete, gdyż będę je jeszcze podgrzewała w sosie. Odcedzam i przelewam krótko zimną wodą.
W rondelku zagotowuję bulion z mlekiem. Wyłączam ogień, wrzucam zimne masło pokrojone w kosteczkę, wsypuję ser, mieszam a następnie miksuję. Próbuję, doprawiam solą jeśli trzeba.
Na patelni rozsypuję cienką warstwę startego ementalera. Na średnim ogniu rozpuszczam ser, podgrzewam aż zacznie wysychać. Pomagając sobie płaską łopatką zbieram kawałki sera i odkładam je na ręcznik papierowy.
Wasabi mieszam z sokiem z limonki i oliwą.
Nadziewam muszle dynią i układam jedna przy drugiej na głębokiej patelni. Wlewam 1/3 sosu na dno, przykrywam i podgrzewam 2-3 minuty. 
Biorę talerze do makaronu, na dnie układam po 4-5 muszli, na każdej po kropce sosu wasabi i listku kolendry. Wlewam na dno talerzy gorący, świeżo zmiksowany sos ( utworzy się na nim apetyczna pianka) i posypuję wszystko siekanymi pistacjami. Na konic wkładam tuille serowy i natychmiast podaję. Smacznego!




DZIĘKUJĘ ZA ODWIEDZINY I ZAPRASZAM PONOWNIE!

16 lutego 2017

Liebster Blog Award

Witam serdecznie. Z pewną nieśmiałością  ośmielam się dziś zająć Wasz czas własną osobą, ponieważ zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Patrycję z bloga  Śmieję się, bo jestem szczęśliwa. Dziękuję bardzo! 
Jeśli nie wiecie na czym ta zabawa polega zapraszam do Patrycji na bloga. Poznacie ją bliżej i dowiecie się dokładnie jaki cel przyświeca LBA.
Pora zatem na pytania i odpowiedzi.

1. Dlaczego prowadzisz bloga?
 Żeby dzielić się tym, co robię i co mam okazję poznać. Gdyby nie przeprowadzka do Paryża, a co za tym idzie oddalenie od przyjaciółek, mój blog pewnie nigdy by nie powstał. Najpierw opowiadałam każdej oddzielnie o swoich wrażeniach i niezwykłym mieście, w którym przyszło mi zamieszkać. Potem pisałam do wszystkich naraz, aż pewnego dnia moje córki stwierdziły, że mogłabym założyć bloga i w nim opowiadać o Paryżu a przy okazji dzielić się przepisami, wszak gotowanie to moja pasja. 

2. Kto jest Twoją inspiracją w życiu i dlaczego? 
Moi najbliżsi i przyjaciele! To o nich myślę planując, co by tu dobrego ugotować i ich mam przed oczami gdy opowiadam o miejscach, które odkrywam. Ich zdanie się dla mnie liczy i to ich nie chciałbym nigdy zawieść. I właśnie z nimi  spędzam najwspanialsze chwile w życiu!

3. Czym jest dla Ciebie szczęście?
Chwilami, na wspomnienie których robi się ciepło na sercu.

4.Jak spędzasz swój wolny czas?
Uwielbiam siedząc w kawiarni czytać książkę i obserwować jednym okiem otaczających mnie ludzi.

5. Czym się zajmujesz na co dzień?
Rozpieszczaniem mojego męża ;))

6.Bez jakiej rzeczy nie wyobrażasz sobie funkcjonowania?
Bez radia!

7. Dobry film, który ostatnio widziałaś, to..? Dlaczego?
Film biograficzny pod tytułem "Dalida". Pięknie sfotografowany, plastyczny, poruszający i wstrząsający jak życie tytułowej bohaterki. I absolutnie zjawiskowa aktorka w roli tytułowej.

8.Gdybyś miała opisać siebie za pomocą jednego słowa, jakie słowo by to było i dlaczego?
Smakosz, bo gotowanie i jedzenie to jest to, co tygryski lubią najbardziej ;)

9. Twoje najlepsze wspomnienie z życia, które jako pierwsze przyszło Ci na myśl po przeczytaniu tego pytania, to...?
Śmiech moich córek, odkąd nie mieszamy już razem brakuje mi go.

10. Gdybyś mogła coś cofnąć w swoim życiu, co by to było?
Nie lubię się cofać, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Lubię uśmiechać się do wspomnień lub zakopywać je głęboko w piachu jeśli są smutne. Gdybym mogła, zwolniłabym czasem wskazówki zegara np. na wakacjach.

11. Gdzie widziałaś siebie 5 lat temu, a jak wygląda rzeczywistość?
Życie bywa nieprzewidywalne i pasjonujące, po co planować? Biorę je takim jakie jest i staram się żyć pełnią życia tu i teraz :)

Pora na moje pytania:

1. Skąd zrodził się Twój pomysł na bloga?
2. Jakiej słuchasz muzyki?
3. Twoje ulubione danie to... a do niego lampka wina czy kufel piwa?
4. Co daje Ci energię do działania? Tym razem nie jest to pytanie kulinarne;)
5. Jaki rodzaj humoru lubisz najbardziej?
6. Czy lubisz podróże? 
7. Dokąd chciał(a)byś pojechać na wakacje?
8. Najbardziej szalona rzecz jaką zrobiłaś/zrobiłeś w życiu?
9. Jaką ciekawą książkę ostatnio przeczytałaś/ przeczytałeś?
10. Czy Twoja szklanka jest w połowie pełna czy pusta?

Do Liebster Blog Award nominuję:
Magdę i Mateusza z (Nie)znanych miejsc
Olę z Dalekiej drogi
Vojtka z Życia nie można powtórzyć
Agnes Mendes od 365 myśli
Martę z Ciupy
Ulencję z Manufaktury Dobrych klimatów
Mallaneskę od Naparstków Ewy
i każdego, kto chciałby opowiedzieć coś o sobie!

Mam nadzieję, że zechcecie wziąć udział w zabawie, zapraszam Was serdecznie!

DZIĘKUJĘ ZA ODWIEDZINY I ZAPRASZAM PONOWNIE!

12 lutego 2017

Teatr Celestynów

1 sierpnia 1877 r. otwarto pierwszy miejski teatr Lyonu Théatre de Célestins. Swą nazwę zawdzięcza zakonowi Celestynów, którzy mieli w tym miejscu klasztor od 1407 do 1789 r. 
Budynek według projektu Gasparda André powstawał ponad cztery lata. Widownia w stylu włoskim, bogato zdobione foyé, magazyny i garderoby dla aktorów. W owych czasach do teatru szło się na cały dzień. Przedstawienia trwały 6-8 godzin! Oczywiście w czasie ich trwania jedzono, pito, rozmawiano, przechadzano się po foyé. Aktorzy również posilali się w czasie przedstawienia, nie stronili od wina, a jeśli ich gra nie podobała się publiczności ta rzucała w nich czym popadnie: butelkami czy jedzeniem. Tak naprawdę do teatru chodziło się spotkać z innymi, pokazać w nowych strojach, posłuchać najnowszych plotek czy załatwić interesy. Życie towarzyskie kwitło i mało kogo obchodziło to, co działo się na scenie. Dlatego zaprojektowana w stylu włoskim widownia jest półokrągła, dzięki czemu większość widzów siedzi bokiem do sceny za to może dokładnie obserwować wszystkich siedzących vis à vis. Nie zdziwi Was zapewne fakt, że z niektórych miejsc w ogóle sceny nie widać.
By jakoś przyciągnąć uwagę publiczności przedstawienia robiono z rozmachem. Na porządku dziennym były eksplozje a w teatralnych magazynach składowano materiały wybuchowe. Wyobraźcie sobie jakie wrażenie musiał robić wybuchający Wezuwiusz! Niestety niespełna trzy lata po otwarciu teatr doszczętnie spłonął.  Drewniana konstrukcja nie przetrwała. Gaspard André postanowił teatr odbudować, tym razem użył konstrukcji stalowej, a drewniane schody zastąpił marmurowymi. 
Teatr ma dwa wejścia: główne, zarezerwowane niegdyś dla burżuazji i boczne, dla pospólstwa. W hallu głównym jest kontuar, przy którym można kupić bilety. Dawniej nazywano go kontuarem solnym comptoir de sel, gdyż trzymano w nim sole trzeźwiące, które były powszechnie używane do cucenia omdlałych dam ściśniętych gorsetami. 
Dziś Teatr Celestynów to trzeci najliczniej uczęszczany teatr Francji. Jego roczny budżet, w połowie finansowany przez miasto, to 10 milionów euro. Średnia cena biletu to 30€. 
Teatr, który w latach 2002-2005 przeszedł remont generalny oferuje dziś dwie sceny i restaurację, w której na godzinę przed spektaklem można zjeść kolację, a po przedstawieniu zostać kolejne dwie godziny. Spotkanie z aktorami gwarantowane! 
I jeszcze jedna ciekawostka. Czy wiecie jak określa się prawą i lewą część sceny? Na widowni, stojąc twarzą do sceny, po lewej stronie znajduje się loża króla a z prawej loża królowej. Ponieważ apartamenty króla w pałacu wychodziły zawsze na ogród, nazywa się tę częśc sceny "stroną  od ogrodu". Apartamenty królowej zawsze budowano od podwórza, więc tę stronę nazywa się " od podwórza" i to określenie używane jest do dziś.
Pora wybrać się do teatru, zapraszam!



Budynek teatru od frontu. Przed nim niezwykły teleskop, przez który można zajrzeć do wnętrza ziemi ;)

Foye, a w nim na honorowym miejscu portret Moliera.








 Fragment widowni. Niestety nie wolno było robić zdjęć z widokiem sceny, a nastrojowe oświetlnie nie ułatwiało zadania.

A to już całkiem współczesny żyrandol w hallu głównym.


DZIĘKUJĘ ZA ODWIEDZINY I KAŻDE ZOSTAWIONE SŁOWO! ZAPRASZAM PONOWNIE!

4 lutego 2017

Ruloniki z selera

Seleromanii ciąg dalszy. Dziś proponuję Wam elegancką przystawkę lub małe co nieco na lekką kolację. Do jej zrobienia wykorzystałam grzybki o śpiewnej nazwie chanterelle, kuzynki naszych wspaniałych kurek. Powód jest oczywisty, można je kupić świeże przez całą zimę. Do tego przepisu można użyć również grzybów mrożonych.
Cała zabawa z tą przystawką polega na cienkim pokrojeniu selera. Plasterki nie mogą być za grube, bo nie da się ich zrolować, nie mogą być też super cieniutkie, bo w czasie blanszowania się rozpadną. Gdy już uda się znaleźć odpowiednią grubość sprawa robi się banalnie prosta a efekt? Oceńcie sami :)


Składniki
na 4 porcje

1 seler bulwiasty
250 gr kurek ( świeżych lub mrożonych)
2 ząbki czosnku
1 nieduża cebula
50gr serka typu Philadelphia
50 gr startego ementalera
łyżka posiekanej natki
kilka listków rukoli i roszponki do dekoracji

na zielony sos
100 gr rzeżuchy wodnej lub rukoli


Przygotowanie

Płuczę grzyby, kilka ładnych, małych zostawiam do dekoracji. Resztę siekam. 
Cebulę i czosnek drobno kroję i podsmażam na odrobinie oliwy. Dodaję posiekane grzyby, lekko solę, pieprzę i smażę 10-15 minut.
W tym czasie kroję selera w cienkie plastry. Blanszuję je w osolonej wodzie przez 3 minuty. Odcedzam, a do wrzątku wrzucam zachowane całe grzybki, gotuję 10 minut.
Rukolę na sos również blanszuję we wrzątku przez 1 minutę. Przekładam ją natychmiast do miski z wodą i kostkami lodu, następnie odcedzam i miksuję z odrobiną wody z gotowania. Doprawiam kroplą soku z cytryny solą i pieprzem. Wkładam do lodówki.
Do przestygniętych na patelni grzybów dodaję sery i natkę. Mieszam dokładnie by powstała kleista masa. 
Plastry selera smaruję farszem i zwijam. Układam na blasze i wkładam na 5 minut do rozgrzanego do 170 stopni piekarnika.
Gdy lekko przestygną kroję je, obcinam nierówne przegi i układam na talerzach. Dekoruję zieleniną i kropeczkami sosu, który nakładam też na ruloniki. Podaję ze świeżym pieczywem.
Smacznego!





DZIĘKUJĘ ZA WASZĄ OBECNOŚĆ I ZAPRASZAM PONOWNIE!